wtorek, 11 września 2012

11 września w Chicago

Po interwencji nad Wisłą miałam wrócić na Florydę i zająć się pokazaniem wolno płynących wód rzek w Parku Narodowym Everglades, który jest 3 co do wielkości Parkiem w Stanach, ale kiedy rano spojrzałam na kalendarz, przypomniało mi się to co stało się 11 lat temu i gdzie wtedy byłam. Każdy chyba tak ma, że pamięta co robił, kiedy działo się coś ważnego. Byłam blisko, bo w Chicago w związku z tym z tym większym przejęciem śledziłam to co się wtedy działo.


 Pracowałam i imprezowałam. Moja wakacyjna praca polegała na opiece nad Omer, czyli małą dziewczynką, która w mojej świadomości funkcjonowała z racji męskiej końcówki imienia jako chłopiec, tym bardziej, że była jeszcze bobasem, więc różnic z goła widać nie było :)

Pamiętam, że jak zwykle rano pojechałam na drugi koniec Chicago autobusem, w którym czarnoskórzy z przyzwyczajenia dziejowego siadali na samym końcu, a ja pośród nich, czemu się zawsze dziwili i bardzo ich to bawiło. Mnie też.


 Sympatyczny, słoneczny poranek przestał nim być, kiedy zobaczyłam mamę Omer, w panice przed telewizorem, ze łzami w oczach mówiącej, że nie może skontaktować się ze swoją Ciotką mieszkającą na Manhattanie. Na tą chwilę nie było do końca wiadomo co się tak naprawdę stało i co stać się jeszcze może.
Koniec końców okazało się, że Ciotce nic się nie stało, ale w tym samym czasie kiedy mama Omer jej szukała, mnie szukali moi rodzice.
Ponieważ wynajmowałam wtedy piętro domu z całą paczką znajomych i mieliśmy ważniejsze imprezowe wydatki, niż opłacenie rachunku telefonicznego,  a nie była to era komórek moi przerażeni rodzice nie mogąc mnie namierzyć rwali sobie włosy z głów.A ja nieświadoma ich niepokoju odezwałam się do nich dwa dni później...

Pamiętam, że moi znajomi, którzy pracowali blisko Sears Tower, najwyższego budynku w Chicago, obecnie Willis Tower, zostali ewakuowani, podobnie jak cała okolica w promieniu kilku kilometrów, na wypadek, gdyby budynek miał stać się kolejnym celem. Nic takiego się jak wiadomo nie stało, ale było czuć strach i surrealizm tego co się wydarzyło w powietrzu, nawet w oddalonym od Nowego Jorku, Chicago.
Potem pamiętam ich zjednoczenie, choćby zewnętrzne, jak tabliczki z napisem GOD BLESS AMERICA w oknie każdego domu. Flagi, jeszcze więcej niż zwykle, co trudno sobie wyobrazić, bo i tak zawsze wszędzie jest ich pełno. I to obezwładniające uczucie tego, że stało się coś co nie powinno się stać.



8 lat później, czyli w 2009 po raz pierwszy odwiedziłam Nowy York. Krzepiące było widzieć jak Ground Zero, będące miejscem katastrofy z gigantycznej dziury w ziemi, staje się fundamentem czegoś nowego.
A Chicago, w którym wtedy byłam wzbogaciło się o super Park Milenijny.







Poniżej widok w Willis Tower, ze 102 piętra. W pogodny dzień widać sąsiadujący z Illinois stan Wisconsin, oddalony o 300 km od Chicago. 














Mój ulubiony, najbardziej malowniczy most w Chicago. Nawet nie wiem jak się nazywa. Ktoś wie?




I na koniec budynek, który od zawsze działał na moją wyobraźnię - kukurydze. 




 



10 komentarzy:

  1. o stanach marzę bardzo, ale na razie mnie nie stać :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak masz kasę to pojedziesz i ją wydasz, ale jak jej nie masz to pojedziesz i i tak przeżyjesz. Wiem, bo to przećwiczyłam :) Trzymam kciuki za spełnienie marzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. 11 września, wracałam do domu- wtedy jeszcze autobusem- z Irlandii do Polski, byliśmy w połowie drogi, gdy ktoś w autobusie powiedział, że w Ameryce był wypadek, samoloty wbiły się w wierze... Niewiarygodne, nierealne, absurdalne, niemożliwe, złe... W domu ten sam obraz, odtwarzany we wszystkich stacjach telewizyjnych...
    Do dzisiaj ciarki biegają w panice po moim ciele...
    a.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne zdjęcia i bardzo ciekawie piszesz :) Dziękuję również za miłe słowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o zdjęcia to dopiero się uczę, ale jak już się nauczę to na pewno zgłoszę się do Ciebie, żeby jakąś fajną sesję zrobić :)

      Usuń
  5. Joanno, zapytałam mojego kolegi o most, który tak lubisz i on odpisał: zdjęcie robione jest z mostu Michigan Avenue Bridge. Osoba patrzy w stronę ulicy (nie mostu) która przecina rzekę tj. N Wabach Ave...
    Nie wiem co Ty na to?:)
    pozdrawiam!
    a.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowite, że chciało Ci się to sprawdzać. Dziękuję :) Pozdrowienia dla tego chłopaka, który pewnie tam mieszka, tak?

      Usuń
    2. Jeszcze nie mieszka, ale wiem, że będzie- póki co odwiedzał Stany wielokrotnie:)!
      pozdrawiam:)!a.

      Usuń
  6. wow, niesamowite wspomnienia... to jeden z moich ulubionych Twoich postów :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...