poniedziałek, 29 października 2012

Troppo grosse!



Gdyby ktoś Was porwał i woził z zawiązanymi oczami po włoskim bucie, karmiąc jednocześnie pizzą, to przynajmniej bylibyście w stanie zorientować się czy jesteście na północy czy południu tego kraju.
Cienkie ciasto, z wyrafinowanymi dodatkami to domena pizzy przyrządzanej przez bogatą północ. Pizza z mniejszą ilością dodatków, na grubym cieście, którym chcesz się napchać do syta, to przysmak biedniejszego południa. Swoją drogą tak jest, że większość krajów wysoko rozwiniętych jest na północy, gdzie z racji chociażby na panujące warunki atmosferyczne ludzie muszą wkładać więcej pracy w codzienny byt. Jak widać jednak to hartuje i się opłaca, ale nie o tym.

Kiedy w drodze na kemping w okolicach Neapolu, zwany Baia Domizia, którego nie polecam, zjechaliśmy z A1 nie w tym miejscu, w którym powinniśmy, trafiliśmy do miejscowości Mondragone. Żałuję, że nie miałam zawiązanych nie tylko oczu, ale i zatkanego nosa. Od tego miejsca w dół buta Włochy mają narastający problem ze śmieciami i ich smrodem w ponad 30 stopniowym upale. A co do samego Mondragone, to przeczytałam, gdzieś w necie, szukając opisu tego miejsca, że cytuje "jeżdżą tam kurwa jak pojebani". I szczerze mówiąc nic dodać, nic ująć. Samochody porysowane, nigdy nie wiesz z której strony Cię ktoś trafi. Kolizje na drodze to chyba jakaś miejscowa forma rozrywki i sposób na jej rozładowanie. Wyszliśmy cało, ale będąc tam tylko przejazdem widzieliśmy dwa wypadki, w tym gościa na skuterze, który gapiąc się na nas, jadących polskim Lanosem, walnął łbem w naczepę ciężarowego samochodu jadącego przed nim.

O ironio w terenie pomógł nam się zorientować drugi skuterowiec, który ofiarnie eskortował nas do samych granic miasta. Zupełnie bezinteresownie.Także jeżdżą jak nienormalni, ale jak przestają trzymać kierownicę w ręku to są mili i uczynni.


Dojechaliśmy do Neapolu, a potem wjazd na Wezuwiusza, wulkan, który ostatnią ważniejszą erupcję miał w 1944 r.  Wulkan śpi, ale Pan który pilnuje wjazdu na parking pod Wezuwiuszem, gazuje w najlepsze, jeszcze się z tego ciesząc. Siedząc na krześle, pierdział, śmiejąc się w głos i nawet nie otwierając oka, podczas gdy jego kumpel kasował nas za wjazd. Szkoda, że nie mam zdjęcia tego zadowolonego z życia i siebie Włocha.

 

 

 

 



Jak byliśmy już na Wezuwiuszu, nie mogliśmy nie zobaczyć jego głośnej ofiary, czyli Pompei, które w 79 r. jako jedno z 3 miast, zasypał popiołem wulkanicznym. Szczególnie widok skulonych w pozycji embrionalnej ciał zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jakby zastygłych w strachu na wieki. Straszne!

 



















Samo południe, o którym Wam piszę było naszym ostatnim przystankiem podczas pierwszej dwutygodniowej wyprawy do Włoch.

Pod Neapolem dzień przed powrotem do Polski zorientowaliśmy się, że światła stopu nam nie działają.
Pomyśleliśmy, że na odcinku Neapol-Warszawa mogą nam się przydać, szczególnie nocą i na autostradzie, więc dalej szukać meccanico. Znaleźliśmy. Nie mówił w żadnym znanym nam języku, ale nie przeszkadzało nam to wcale, bo światła naprawił, wymieniając bezpiecznik i wymachując przy tym radośnie rękami, krzycząc w kółko "troppo grosse". 

Wieczorem zielona noc i realizacja marzeń o tatuażach.  


 


Kiedy następnego dnia jadąc autostradą słońca z Neapolu do Warszawy, do której stamtąd jest 2000 km samochód stanął w płomieniach, doszło do nas, że troppo grosse nie znaczyło, jak założyliśmy - "udało mi się jestem wielki" , tylko "bezpiecznik jest za duży, na pierwszej lepszej stacji wymieńcie go na właściwy, bo się zrobi zwarcie".   

Na początku cała nasza czwórka pocieszała się, że to pewnie ten stary samochód przed nami tak śmierdzi, albo te śmieci palą, bo nie mają co z nimi robić, ale kiedy ten zjechał z naszego pasa, a dalej śmierdziało, zaczeliśmy się zastanawiać. Przestaliśmy kiedy kłęby dymu wydostawały się początkowo spod maski, a potem już na całego zajęły deskę rozdzielczą, czy to miejsce pod nią.

Na stacji benzynowej, na której się zatrzymaliśmy, użyteczne okazały się cążki do paznokci, którymi z roztopionej deski wyjęliśmy obsmażony bezpiecznik, na miejsce którego jeszcze szczęśliwie udało się włożyć nowy, właściwy i działało. Kłęby dymu nas opuściły, mogliśmy jechać dalej już tylko w towarzystwie wielkiej plamy oleju silnikowego pod wycieraczką pasażera, ale to już historia na kolejnego posta :)

28 komentarzy:

  1. nie no historia wyczesana:Pswietne fotosiki ,ja chce wiecej takich postow usmialismy sie do lez z mezem haaaaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Bonitas imágenes de Nápoles y Pompeya. Saludos

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lástima que no entiende el texto, porque las imágenes no son lo más importante aquí :)

      Usuń
    2. Z pomocą Google translator've cieszą przygody we Włoszech. Teraz czekać, aż skończysz opowiadać resztę podróży. :-)

      Espero que la traducción sea aceptable.
      Saludos desde andalucía

      Usuń
  3. jak zawsze piekne zdjecia i super relacja
    dobrze, ze przygoda z samochodem zakonczyla sie w miare dobrze
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze, uśmiałam się po pachy:)))) bosko!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!Dla tachich komentarzy warto było posta złożyć:)

      Usuń
  5. Uwielbiam czytać o przygodach podróżników :-)) Wręcz kocham takie opowieści ;-)
    Fajnie, że z takich przygód po latach można się tylko śmiać :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ się ubawiłam!!!!!!!! Choć Wam chyba nie było do śmiechu :DDD
    Rewelacyjna relacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co,jak już jest tak źle,że gorzej być nie może to Cię ogarnia śmiech.Przynajmniej ja tak mam. To chyba jakiś mechanizm obronny:)

      Usuń
    2. To chyba najlepsza reakcja :))))

      Usuń
  7. hahahaha impressionante. Io amo la meccanica già

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz przydałabyś się na miejscu :)

      Usuń
    2. Jezli mialabym dostep do wujka googla tlumacza to pewnie tak :) :) :) Copy i Paste zrobilam... Przyznaje sie, ni w zab nie znam wloskiego, choc bardzo chcialabym powiedziec ze znam :)

      Usuń
  8. Tatuaz z czacha i Ewka przypadl mi do gustu. Dziara niesamowita

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajne zdjęcia, obudziłaś we mnie wspomnienia!
    A zamiast LOVE powinno być AMORE - starczyło by na każdy palec :)

    OdpowiedzUsuń
  10. okropna historia z tym bileterem:( pewnie czuł się bezkarny w oparach siarki z wulkanu:)

    Blog about life and travelling
    Blog about cooking

    OdpowiedzUsuń
  11. Początek posta mnie rozbawił, ale pod koniec nie było mi już do śmiechu. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, ale ja już będę wrażliwa na punkcie smrodu w samochodzie. ^^ Zwłaszcza, że jako świeży kierowca nie wyrobiłam jeszcze sobie nawyku słuchania i wąchania samochodu. Jedzie, to jedzie, a że coś stuka i telepie, to nie ważne... :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja także się uśmiałam.
    U nas w tym roku były przeboje z pływakiem w baku.Wskaźnik wskazywał pół baku a samochód stawał na drodze oczywiście stacji w pobliżu nie było.Nie obeszło się bez długich spacerów z kanistrem w kierunku nieznanym,były rowy dziwnie pachnące do których było trzeba wejść bo przeskoczyć nie dało rady.Teraz się z tego śmiejemy:)
    Relacja ciekawa i miejsca także z dala od tłumów

    OdpowiedzUsuń
  13. zadumana rzeźba piękna... i rząd dzbanów także ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest ciało człowieka zasypane popiołem wulkanicznym.

      Usuń
  14. zdecydowanie wycieczka do zapamiętania! z przygodą, takie są najlepsze!
    i jest co wspominać latami :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale macie ciekawe te wyjazdy. Poproszę więcej takich postow gdyż jak je czytam to uśmiech gości na mojej twarzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. haha:)
    chociaż było groźnie, to opis jest tak humorystyczny, że brzuch podskakuje ze śmiechu:)
    takie podróże pamięta się najdłużej:)
    1/2mt

    OdpowiedzUsuń
  17. Wspaniała relacja ;D Ale z tym samochodem to niezły numer! Kto by się spodziewał, że takie numery mogą się dziać po drodze ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...