sobota, 15 września 2012

1600 km w dwa dni

Boston to dla nas tak naprawdę jeden spacer, ale bardzo przyjemny. I tak jak Nowy Jork onieśmielił mnie swoją różnorodnością, żeby nie powiedzieć przytłoczył, tak tam czułam się, po roku mieszkania w Wielkiej Brytanii,jak w domu. I nic dziwnego, bo to w imieniu Korony Brytyjskiej powstała tam w 1623 r. pierwsza osada. Boston jest jednym z najstarszych miast USA.

Poniżej stary ratusz otoczony nowoczesnymi wieżowcami. 



  
 

 Boston od zawsze związany był z morzem






Najstarszy jest też Uniwersytet Harvard, na przedmieściu Cambridge, który ukończył Barack, którego w poniższym wydaniu spotkałam osobiście :)


Tu akcję kilku swoich książek umiejscowił Stephen King. W Bostonie urodziła się Uma Thurman. Bell wynalazł telefon, a reżyserzy chętnie kręcą swoje filmy i seriale.  Popularny kiedyś serial „Ally McBeal”, thriller „Firma” z Tomem Cruise'm, „Werdykt” z Paulem Newmanem, a ostatnio "Infiltracja" z Leonardo Dicaprio.









Spacerując po mieście znalazłam pomnik ofiar holocaustu, który w swojej formie zrobił na mnie duże wrażenie. Z ziemi, spod krat ulatniała się para/dym, a na szklanych ścianach kominów wygrawerowane zostały numer  pomordowanych ludzi.


Mieszkańcy bardzo sympatyczni.Ten np. pozował mi do zdjęcia na światłach popijając piwko Bud Light i krzycząc picture this!


W Stanie Massachusetts mieszka ok 400 000 Polaków. 



Boston był naszym pierwszym i ostatnim przystankiem w podróży po Stanach, więc będąc w Chicago musieliśmy wymyślić jak stamtąd dostać się na lotnisko, w Bostonie właśnie. Pociąg odpadał, ponieważ mieliśmy sporo bagażu, samolot był za drogi. Zostało nam wynajęcie samochodu. Z jednej strony perspektywa przejechania 1600 km w dwa dni nie napawała mnie optymizmem, ale z drugiej strony była to namiastka spełnienia marzenia o podróży samochodem przez Stany.   Dodatkowo zmotywowała nas możliwość zobaczenia wodospadu Niagara, który znajduje się dokładnie na środku trasy z Chicago do Bostonu. To co jednak mnie zaskoczyło na etapie szukania samochodu do wynajęcia, to fakt, że nie jest to wcale taka tania opcja, jak mi się zawsze wydawało. Może nie tyle samo wynajęcie, ale dodatkowa opłata za to, że samochód oddajemy w innym mieście niż to, w którym go wypożyczyliśmy. W firmie Enterprise, od której pożyczyliśmy samochód, kosztowało nas to 300 $ extra, więc niemało.
Pierwszego dnia pokonaliśmy 800 km i dojechaliśmy do miasta Buffalo, w stanie Nowy Jork, nad jeziorem Erie i rzeką Niagara, przy granicy z Kanadą.



 Rzeka Niagara, która płynie od jeziora Erie, do jeziora Ontario pokonując prawie 100 metrową różnicę poziomów zmienia się w welon panny młodej, bo tak Amerykanie nazywają jedną z kaskad wodospadu Niagara. Ta po stronie kanadyjskiej to Podkowa. Obie oblepione miastami o tej samej nazwie Niagara Falls, z tym, że jedno po stronie USA, a drugie kanadyjskiej. Podobno widok po stronie kanadyjskiej jest dużo bardziej ciekawy, może dlatego też miasteczko po tamtej stronie jest dużo większą atrakcją turystyczną, niż to po stronie na której byliśmy.

Widok na kanadyjską stronę. 


Połówka mostu, którą wybudowali Amerykanie, żeby po wejściu na nią mieć podobny widok do Kanadyjczyków. A za tym tarasem, most, którym można przejechać i jest się już w innym kraju. 


Kanadyjska strona nocą. Hotele, kasyna. Oni mają gorszy widok na stronę USA, bo tu tak to nie wyglądało. Czarna dziura.



W zasadzie z trudem, ponieważ było już późno kiedy dotarliśmy na miejsce, znaleźliśmy knajpę w której mogliśmy zjeść.
Nie zdążyliśmy też, na spacer pod wodospadem i rejs małym statkiem u jego stóp, ale widzieliśmy za to iluminację w nocy, kiedy to wodospad podświetlany jest na wszystkie kolory tęczy.

Ale jak patrzyłam na ostatni statek, który właśnie kończył wycieczkę, to tak bardzo nie żałowałam. Wyglądało to strasznie.













Następnego dnia wcześnie wyruszyliśmy, aby nie spóźnić się na samolot do Polski. Kiedy wjeżdzaliśmy do Bostonu zadowoleni z siebie, że wyrobiliśmy się na czas, do myślenia dały nam zegary na drodze i budynkach, które wskazywały godzinę do przodu, co oznaczałoby, że po pierwsze ledwo mamy szansę na to, aby wsiąść do naszego samolotu, biorąc pod uwagę fakt, że na lotnisku mieliśmy jeszcze załatwić formalności związane z oddaniem samochodu, a po drugie musielibyśmy zapłacić za kolejną dobę wynajęcia samochodu, bo tak było w umowie najmu. Każda rozpoczęta doba jest dodatkowo płatna.
Okazało się niestety, że zegary się nie mylą, a my nie zdawaliśmy sobie sprawy,że przejechalismy taki kawał drogi, że zmieniliśmy strefę czasową, przez co do starej godziny jedną powinniśmy DODAĆ. Zaczął się wyścig z czasem i martwiłam się, że naprawdę nie zdążymy, bo nie dość, ze trzeba znaleść lotnisko w mieście, to jeszcze oddać samochód, zapłacić za extra drogę. Złapać w zęby wszystkie toboły i lecieć do "gejtu" na złamanie karku.
Na szczęście okazało się, że miasto jest rewelacyjnie oznakowane, więc lotnisko znaleźlismy bez trudu, a wskazówki jak trafić do firmy, z któej wypożyczylismy samochód znaleźliśmy wymalowane na pasach drogi przed samym lotniskiem. Pan był tak miły, że spóźnienie nam darował, z bagażami się ogarnęliśmy, a na samolot udało się zdążyć.

THE END



 

9 komentarzy:

  1. Bardzo fajne są te zdjęcia wodospadu nocą - takie kolorowe ;) Sama jeszcze nie byłam w Stanach, ale to jedno z moich upragnionych miejsc do odwiedzenia. Głównie jednak marzy mi się ze względu na przyrodę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Daj spokój, zdjęcia są beznadziejne. Robiłam je jeszcze bez świadomości długich czasów naświetleń i konieczności użycia statywu w takich warunkach. Ale dodałam je, bo prędko nowych nie zrobię w tym miejscu :)
    Jak Ciebie na Islandię wywiało to czym dla Ciebie jest pojechać do Stanów? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę bez naświetleń i statywu? Woda całkiem ładnie rozmyta, więc przypuszczałam, że sprzęt poszedł w ruch ;) Ale ja też, zawsze gdy jestem w okolicy wodospadu czy gdy fotografuję jedzenie w przyciemnionym świetle, zapominam o statywie i efekty bywają różne ;)
    No a Islandia trochę bliżej i bez wizy. USA jest w planach, ale w pierwszej kolejności, jeśli idzie o większe wyprawy, wybieram się do Japonii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A odwiedzasz blog http://adamantwanderer.blogspot.com/
      Ula, która prowadzi ten blog, niedawno właśnie z Japonii wróciła i wrzuca na ten temat posty. Może coś Ci się przyda. Pozdrawiam. Aśka

      Usuń
  4. Nie znałam tego blogu. Śliczne zdjęcia. Dzięki za polecenie!

    OdpowiedzUsuń
  5. ciekawy blog i piekne zdjecia
    szczegolnie te przedstawiajace wodospad
    rowniez obserwuje
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. swietne zdjecia

    zazdroszcze podrozy, zwlaszcza wodospad robi wielkie wrazenie

    pozdrawiam z Barcelony i zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...