Jeden z największych Parków Narodowych USA

Powodów dla, których do Stanów będę wracać, jeśli tylko będę miała taka możliwość, jest wiele, ale po ostatnim wyjeździe uświadomiłam sobie, że ten najważniejszy dla mnie to Parki Narodowe, a kolejny jaki chciałabym zobaczyć to najstarszy z nich, czyli Yellowstone.

Tak jak niezwykłe są miasta, ze względu na swoją architekturę i to co mają do zaoferowania, tak wielka, imponująca i zjawiskowa jest natura tego kraju. A ponieważ Parków w USA jest ok 60 mam plan do 2070 roku.

Szczerze mówiąc jadąc na Florydę, nastawiona na plaże, pomarańcze i Ocean, nie miałam bladego pojęcia, że na południu tego stanu, jest 3 co do wielkości Park Narodowy W USA. Na szczęście jednak wpadła mi w łapy ulotka z atrakcjami turystycznymi, a w niej spodobał mi się Captain Doug, który obiecywał wodolotem przewozić  swoich pasażerów  po lasach namorzynowych Parku Everglades  i to ze zniżką, jeśli ktoś mu tę ulotkę pokaże. Nie tyle zniżka co lasy namorzynowe, które zawsze chciałam zobaczyć skusiły mnie, żeby Kapitana odwiedzić.

 

Kapitan dał zniżkę jak obiecał, a oprócz tego wielkie słuchawki, które chroniły przed hałasem silnika tego dziwnego pojazdu, kiedy ten przyśpieszał tak, że przód podnosił się na metr.



 Największą atrakcją jeśli chodzi o zwierzęta były krokodyle amerykańskie, mające do 4 metry długości. Kapitan powiedział, że wystarczy włożyć rękę do wody i pomachać, a krokodyl podpłynie, więc niewiele myśląc wsadziłam rękę do wody, na co kapitan zbladł. Okazało się, że żartował i rąk do wody wkładać nie wolno. Ale trudno mi uwierzyć, w to, że krokodyle są groźne i rzucają się na ludzi, bo Kapitan karmił je pianką Marshal Mallow i miałam wrażenie, że nie chciałyby ich zamienić na moją kościstą łapę.

 




 

Lasy namorzynowe w tym miejscu zajmują największy teren na całej półkuli północnej i właśnie po to, żeby je chronić w 1947 roku powstał ten Park.