środa, 31 października 2012

Kot w pustym mieszkaniu...



 Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

*** 

Wisława Szymborska 1923-2012



Hordy zombich w Londynie

Halloween nie robi na mnie wrażenia. Mam to na co dzień. Mieszkając w starej, robotniczej dzielnicy Warszawy każdego dnia spotykam ludzi, którzy bez przebrania wyglądają jak zombiaki :)

Ku mojemu zdziwieniu jednak prawdziwe hordy zombich spotkałam na ulicach Londynu. 

Kiedy jak nie dziś miałabym pokazać Wam te okropne zdjęcia. 

Happy Halloween!

***























poniedziałek, 29 października 2012

Troppo grosse!



Gdyby ktoś Was porwał i woził z zawiązanymi oczami po włoskim bucie, karmiąc jednocześnie pizzą, to przynajmniej bylibyście w stanie zorientować się czy jesteście na północy czy południu tego kraju.
Cienkie ciasto, z wyrafinowanymi dodatkami to domena pizzy przyrządzanej przez bogatą północ. Pizza z mniejszą ilością dodatków, na grubym cieście, którym chcesz się napchać do syta, to przysmak biedniejszego południa. Swoją drogą tak jest, że większość krajów wysoko rozwiniętych jest na północy, gdzie z racji chociażby na panujące warunki atmosferyczne ludzie muszą wkładać więcej pracy w codzienny byt. Jak widać jednak to hartuje i się opłaca, ale nie o tym.

Kiedy w drodze na kemping w okolicach Neapolu, zwany Baia Domizia, którego nie polecam, zjechaliśmy z A1 nie w tym miejscu, w którym powinniśmy, trafiliśmy do miejscowości Mondragone. Żałuję, że nie miałam zawiązanych nie tylko oczu, ale i zatkanego nosa. Od tego miejsca w dół buta Włochy mają narastający problem ze śmieciami i ich smrodem w ponad 30 stopniowym upale. A co do samego Mondragone, to przeczytałam, gdzieś w necie, szukając opisu tego miejsca, że cytuje "jeżdżą tam kurwa jak pojebani". I szczerze mówiąc nic dodać, nic ująć. Samochody porysowane, nigdy nie wiesz z której strony Cię ktoś trafi. Kolizje na drodze to chyba jakaś miejscowa forma rozrywki i sposób na jej rozładowanie. Wyszliśmy cało, ale będąc tam tylko przejazdem widzieliśmy dwa wypadki, w tym gościa na skuterze, który gapiąc się na nas, jadących polskim Lanosem, walnął łbem w naczepę ciężarowego samochodu jadącego przed nim.

O ironio w terenie pomógł nam się zorientować drugi skuterowiec, który ofiarnie eskortował nas do samych granic miasta. Zupełnie bezinteresownie.Także jeżdżą jak nienormalni, ale jak przestają trzymać kierownicę w ręku to są mili i uczynni.


Dojechaliśmy do Neapolu, a potem wjazd na Wezuwiusza, wulkan, który ostatnią ważniejszą erupcję miał w 1944 r.  Wulkan śpi, ale Pan który pilnuje wjazdu na parking pod Wezuwiuszem, gazuje w najlepsze, jeszcze się z tego ciesząc. Siedząc na krześle, pierdział, śmiejąc się w głos i nawet nie otwierając oka, podczas gdy jego kumpel kasował nas za wjazd. Szkoda, że nie mam zdjęcia tego zadowolonego z życia i siebie Włocha.

 

 

 

 



Jak byliśmy już na Wezuwiuszu, nie mogliśmy nie zobaczyć jego głośnej ofiary, czyli Pompei, które w 79 r. jako jedno z 3 miast, zasypał popiołem wulkanicznym. Szczególnie widok skulonych w pozycji embrionalnej ciał zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jakby zastygłych w strachu na wieki. Straszne!

 



















Samo południe, o którym Wam piszę było naszym ostatnim przystankiem podczas pierwszej dwutygodniowej wyprawy do Włoch.

Pod Neapolem dzień przed powrotem do Polski zorientowaliśmy się, że światła stopu nam nie działają.
Pomyśleliśmy, że na odcinku Neapol-Warszawa mogą nam się przydać, szczególnie nocą i na autostradzie, więc dalej szukać meccanico. Znaleźliśmy. Nie mówił w żadnym znanym nam języku, ale nie przeszkadzało nam to wcale, bo światła naprawił, wymieniając bezpiecznik i wymachując przy tym radośnie rękami, krzycząc w kółko "troppo grosse". 

Wieczorem zielona noc i realizacja marzeń o tatuażach.  


 


Kiedy następnego dnia jadąc autostradą słońca z Neapolu do Warszawy, do której stamtąd jest 2000 km samochód stanął w płomieniach, doszło do nas, że troppo grosse nie znaczyło, jak założyliśmy - "udało mi się jestem wielki" , tylko "bezpiecznik jest za duży, na pierwszej lepszej stacji wymieńcie go na właściwy, bo się zrobi zwarcie".   

Na początku cała nasza czwórka pocieszała się, że to pewnie ten stary samochód przed nami tak śmierdzi, albo te śmieci palą, bo nie mają co z nimi robić, ale kiedy ten zjechał z naszego pasa, a dalej śmierdziało, zaczeliśmy się zastanawiać. Przestaliśmy kiedy kłęby dymu wydostawały się początkowo spod maski, a potem już na całego zajęły deskę rozdzielczą, czy to miejsce pod nią.

Na stacji benzynowej, na której się zatrzymaliśmy, użyteczne okazały się cążki do paznokci, którymi z roztopionej deski wyjęliśmy obsmażony bezpiecznik, na miejsce którego jeszcze szczęśliwie udało się włożyć nowy, właściwy i działało. Kłęby dymu nas opuściły, mogliśmy jechać dalej już tylko w towarzystwie wielkiej plamy oleju silnikowego pod wycieraczką pasażera, ale to już historia na kolejnego posta :)

sobota, 27 października 2012

Nie bez powabów jest ten biały świat...

Posprzątane. Za oknem śnieg. Kot śpi.

Muszę się przyznać, że jestem straszną bałaganiarą. Wizyta perfekcyjnej Pani domu w osbie Pani Rozenek byłaby jej ostatnią wizytą, bo Pani Rozenek zeszła by na zawał jakby zobaczyła co tu się dzieje :)

Ale nie dziś. Dziś lśni dom i lśni świat. Na biało. Niech sypie. Może w tym roku więcej niż w poprzednim będę miała okazji, żeby pobiegać na nartach biegowych, którym na pewno poświęcę kiedyś oddzielny post. Nawet w Warszawie mamy całkiem fajne warunki w kilku miejscach do biegania. Istnieje też Stowarzyszenie Narciarstwa Biegowego, do którego należę. Raz do roku organizują rajd śladami Powstańców Styczniowych w Kampinosie, który kończy się wspólną grochówką. Wiecie jak smakuje taka grochówka po przebiegnięciu 20 km o 20 stopniowym mrozie? :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...